1. |
Przeddzień
03:39
|
|||
Stuk puk dziecino pukasz
Do życia drzwi
Może będziesz ty pisarzem
Może będziesz ty malarzem
Świat przemalujesz mi
Świat ramiona otwiera
Poznać cię chce
Może ty go lepszym sprawisz
Może od cierpienia zbawisz
Naprawisz to co złe
Dziecino moja kiedyś
Odejdziesz stąd
Może będziesz wojny toczyć
Może gwiazdom spojrzysz w oczy
Odkryjesz nowy ląd
Na cóż ty moja mała
Na świat się pchasz
Może ty się jeszcze wstrzymaj
Może jeszcze nie zaczynaj
Masz może jeszcze czas
Siedź pod maminym sercem
Tam dobrze ci
Gdy opuścisz ciepłe łono
Któż cię będzie przed złym chronił
Któż twe obetrze łzy
Gdy oczka swe otworzysz
Płacz zmarszczy brwi
To pierwszy dzień umierania
|
||||
2. |
Nowe szaty
02:53
|
|||
Bo musi musi musi się zgadzać biust
Musi musi musi być płaski brzuch
Musi musi rumiane lico być
Musi musi musi musi
Bo musi musi musi się zgadzać biust
Musi musi musi być płaski brzuch
Musi musi promienne lico być
Musi musi musi musi
Rozbiorę się do naga, naga
Nikogo nie będę udawać
Jak cesarz ten odważny, ważny
Co nagi wyszedł w tłum
A wy jak jego głupi lud
Będziecie chwalić gronostaje
Atłasy, jedwabie i tiul
Bo w głowach waszych nie zmieści się myśl
Że ktoś mógłby się siebie nie wstydzić
Bezczelnie jaki jest być
Bo w głowach waszych nie zmieści się myśl
Że ktoś mógłby się siebie nie wstydzić
Bezczelnie być
Bo musi musi musi się zgadzać biust
Musi musi musi być płaski brzuch
Musi musi rumiane lico być
Musi musi bo inaczej się udusi
Bo musi musi musi się zgadzać biust
Musi musi musi być płaski brzuch
Musi musi promienne lico być
Musi musi bo inaczej się udusi
|
||||
3. |
Prawdziwa księżniczka
02:34
|
|||
Nieładnie kłócić się
Narzekać też nieładnie
Korona ci nie spadnie
Kiedy uśmiechniesz się
Do tej trującej pani
I pana co ma cię za nic
Nieprzeciętna uroda
Nieprzesadny intelekt
Niebezczelna elokwencja
Nienachalna erudycja
Oto prawdziwa księżniczka
Oto prawdziwa księżniczka
Oto prawdziwa księżniczka
O pewnych rzeczach
Mężczyzna
Mówi tylko baśnią
Tylko wierszem
O pewnych rzeczach
Kobieta
Może tylko śpiewać
Albo wrzeszczeć
Ludzie się bawić chcą
Ludzie się nie chcą nudzić
Piosenka jest dla ludzi
Ludzie rozumieć chcą
Co chwalić a co ganić
Jak śpiewasz to śpiewaj dla nich
Nieprzeciętna uroda
Nieprzesadny intelekt
Niebezczelna elokwencja
Nienachalna erudycja
Oto prawdziwa księżniczka
Oto prawdziwa księżniczka
Oto prawdziwa księżniczka
O pewnych rzeczach
Mężczyzna może
Mówić tylko baśnią
Tylko wierszem
O pewnych rzeczach
Kobieta może
Może tylko śpiewać
Albo wrzeszczeć
|
||||
4. |
Gad
03:57
|
|||
Szła z mlekiem w piersi w zielony sad,
Aż ją w olszynie zaskoczył gad.
Skrętami dławił, ująwszy wpół,
Od stóp do głowy pieścił i truł.
Uczył ją wspólnym namdlewać snem,
Pierś głaskać w dłonie porwanym łbem,
I od rozkoszy, trwalszej nad zgon,
Syczeć i wić się i drgać, jak on.
Już me zwyczaje miłosne znasz,
Zwól, że przybiorę królewską twarz.
Skarby dam tobie z podmorskich den,
Zacznie się jawa - skończy się sen!
Nie zrzucaj łuski, nie zmieniaj lic!
Nic mi nie trzeba i nie brak nic.
Lubię, gdy żądłem równasz mi brwi
I z wargi nadmiar wysysasz krwi,
I gdy się wijesz wzdłuż moich nóg,
Łbem uderzając o łoża próg.
Piersi ci chylę, jak z mlekiem dzban!
Nie żądam skarbów, nie pragnę zmian.
Słodka mi śliny wężowej treść -
Bądź nadal gadem i truj i pieść!
|
||||
5. |
Egzekucja
07:06
|
|||
Kół stukot po bruku toczył się wóz
Dziewczynę, chłopca i parobka wiózł
On drżącą dłonią by chwycił jej dłoń
Gdyby kajdany im zdjąć
Policzek oparła o jego ramię
Po jego piersi płynęły jej łzy
Głowę smętnie opuścił parobek
Kiedy z tłumu ktoś
Krzyknął: ty nawet w grobie
Spokoju nie zaznasz
Tak przez ten rozgardiasz
Z wolna jechali na śmierć
Wnet się niebo przejaśniło
Cóż to mogła być za miłość
Ale biednym w oczy wieje
Nie dla biednych na miłość nadzieje
Dziecko spłodzili
I ojca zabili jej
Trumny wnet w równy
Ustawiono rząd
Płonących pochodni w powietrzu swąd
Zwiastował koniec trzech strapionych dusz
Nadziei nie było już
Parobek pragnął ożenić się z wdową
Awanse czynił jej od wielu lat
Głowę smętnie zwiesiła dziewczyna
Kiedy z tłumu ktoś
Krzyknął: to ty żeś winna
Że krew się polała
Że nie zatrzymałaś
Chłopca gdy brał w rękę nóż
Wnet się niebo przejaśniło
Cóż to mogła być za miłość
Ale biednym w oczy wieje
Nie dla biednych na miłość nadzieje
Wnet się niebo przejaśniło
Cóż to mogła być za miłość
Ale biednym w oczy wieje
Nie dla biednych na miłość nadzieje
A na starym rynku stoją szubienice trzy
Chory na padaczkę będzie krew skazańców pić
W takie święto dzieci zwolnione od szkół i trzód
Mogą wśród trumienek nabywać cnót
Nagle głos matki jej
Dobiegł spod chaty
Śpiewała tak
Że dech wstrzymał lud
Biednemu w oczy wiatr
A w plecy baty
Biednemu miłości
Poskąpił Bóg
A na starym rynku stoją szubienice trzy
Kat zaciera ręce, stara suka szczerzy kły
Ktoś sprzedaje krzyże, pośród tłumu płacze ktoś
Młody żołnierz zmarzł na kość
Biedny swój gorzki los
Łyka po kropli
Żeby na dłużej mu
Starczyło łez
Kiedy bogaci
Pęcznieją z miłości
Biednemu samotność
Starcza za chleb
A na starym rynku stoją szubienice trzy
Koty znaczą mury, stara kurwa szczerzy kły
Kowal konia kuje, jednym okiem patrzy na
Kata i skazańców, la la la
Biednemu w oczy wiatr
A w plecy baty
Biednemu miłości
Poskąpił Bóg
Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie
A światłość wiekuista niechaj im świeci
A na starym rynku stoją szubienice trzy
Chory na padaczkę będzie krew skazańców pić
W takie święto dzieci zwolnione od szkół i trzód
Wśród trumienek cierpią chłód
A na starym rynku stoją szubienice trzy
Chory na padaczkę będzie krew skazańców pić
W takie święto dzieci zwolnione od szkół i trzód
Wśród trumienek cierpią głód
A na starym rynku parara
Chory na padaczkę pararararara
Pararararara zwolniony od szkół i trzód
Pararararara nabywa cnót
Param parararararam
|
||||
6. |
Niewidzialna
03:34
|
|||
Był sobie król
Był sobie paź
Był żołnierz ołowiany
I każdy z nich
Miał wobec mnie
Całkiem odmienne plany
Chronić chciał król
Wielbić chciał paź
Żołnierz chciał brać za żonę
Lecz żaden z nich
Nie pytał mnie
Co też o ich planach sądzę
We wszystkim mnie
Wyręczał paź
Król za mnie kończył zdania
Gdy żołnierz znów
Dotykać chciał
W powietrzu się rozpływałam
Bo przecież ten
Przedziwny dar
Magiczną moc posiadłam
Że jeśli chcę
Albo i nie
Staję się niewidzialna
Ale niech ci
Nie będzie żal
Dziecino ukochana
Wrócę by twe
Obetrzeć łzy
Bo zawsze wraca mama
|
||||
7. |
Masz babo
03:32
|
|||
Jestem tą co gdy spadnie z wozu
Koniom będzie znacznie lżej
W kącie siedzę, pokorne cielę
Tam dwie matki znajdą mnie
Albo książę białego konia
Odda w moją drobną dłoń
Aż jabłonkę co rodzić nie chce
Z żalem trzeba będzie ściąć
Bo baba bez brzucha
Jak garnek bez ucha
Diabeł już
Nie może
Masz babo placek
Masz babo placek
Posłał mnie
Diabeł już
Nie może
Masz babo placek
Masz babo placek
Posłał mnie
Jestem tą, co jak palec mała
Ale jak padalec zła
Jestem tą, co jej kij w mrowisko
Lepiej już rozdrażnić psa
Dobry pies nigdy sam nie bierze
Jak mu suka da to zje
Dobra żona zaś tym się chlubi
Że gotuje co on chce
Nie pomoże bielidło
Kiedy baba straszydło
Diabeł już
Nie może
Masz babo placek
Masz babo placek
Posłał mnie
Diabeł już
Nie może
Masz babo placek
Masz babo placek
Posłał mnie
Diabłu się
Płakać chce
Masz ci los babo
Masz ci los babo
Nie chciał źle
Diabłu się
Płakać chce
Masz ci los babo
Masz ci los babo
Nie chciał źle
|
||||
8. |
Wszystko ty
05:41
|
|||
Nikt nigdy tak jak ty
Nie mnożył szczęść
Codziennej niezwykłości
Codziennych małych walk
I przedsiębrnięć
Ileż w tym szczęść
Pytasz co, mówię wszystko
A poza tym nic
Pytasz co, mówię wszystko
Wszystko ty
Pytasz co, mówię wszystko
A poza tym nic
Pytasz co, mówię wszystko
Wszystko ty
Niewyrażalnie ty
W oddechu i
Pomiędzy rzęs drgnieniami
W zachwycie aż po ból
Szeptem przez łzy
Najczulej ty
Pytasz co, mówię wszystko
A poza tym nic
Pytasz co, mówię wszystko
Wszystko ty
Pytasz co, mówię wszystko
A poza tym nic
Pytasz co, mówię wszystko
Wszystko ty
Pytasz co, mówię wszystko
A poza tym nic
Pytasz co, mówię wszystko
Wszystko ty
Pytasz co, wszystko
A poza tym nic
Pytasz co, wszystko
Wszystko ty
|
||||
9. |
Syrena
03:45
|
|||
Słowa nagie są
Możesz je ubrać w co chcesz
Lęki, nonsensy, królewskie korony
No dawaj, pokaż, jaki masz pan gest
Pan się bardzo boi kochać
Pan z raju wypędził mnie na bruk
Gdzie spowita w światło gwiazd czerwonych
Mam milcząc czekać na cud
Wniebowstąpienia, odcieleśnienia
Męskiego uwielbienia, co wyzwoli mnie
Pan mnie chciał uczynić świętą
Pan mi chciał odebrać głos
A ja nie dam tego ciała w rybi ogon zmienić, nie,
Nie dam nie
Pan się boi mnie
Pan chce mnie skazać na śmierć
Freya, królowa, wiedźma, supermatka
Kiedy trwoga, do mnie chce pan biec
Pan się oddał niekochaniu
Gęsie pióro pan maczał w swojej krwi
A wystarczy jedno czułe ramię
By już nie napisał pan nic
Niech pan tęsknotę zostawi na potem
Wyraźnie pan ochotę ma przytulić się
Pan mnie chciał uczynić świętą
Pan mi chciał odebrać głos
A ja nie dam tego ciała w rybi ogon zmienić,
Nie, nie dam nie
Panie Freud, panie Andersen
Ja bardzo was przepraszam
Panowie mi się mylą zupełnie
Już nie wiem, do którego się zwracam
W lęku jesteście wzruszająco jednogłośni
Rozpaczliwie próbując zapchać gniewem
Straszną wyrwę po miłości
Pan mnie chciał uczynić świętą
Pan mi chciał odebrać głos
A ja nie dam tego ciała w rybi ogon zmienić,
Nie, nie dam nie
Pan mnie chciał uczynić świętą
Pan mi chciał odebrać głos
A ja nie dam tego ciała w rybi ogon zmienić,
Nie, nie dam nie
Z ciała odrzeć się
Nie dam, nie dam, nie dam, nie
|
||||
10. |
Przebudzenie
03:42
|
|||
11. |
Bosa
08:46
|
|||
Było zimno
Ściemniało się na dworze
Śnieg przysypał ostatni roku dzień
Boso z wolna snuło się nieboże
Przezroczysta
Choć u stóp jej wił się cień
Jeden bucik
Zgubiła pod powozem
Drugi bucik jakiś chłopiec jej skradł
Wystrojona w kwiaty malowane mrozem
Złote pukle jej
Służyły za płaszcz
Drżała z zimna
W fartuszku swym czerwonym
Aż w zakątku ciemnym opadła z sił
Słabła z głodu
Lecz nie mogła iść do domu
W domu
On ją będzie bił
Umęczona
Nie miała siły walczyć
W kłąb skulona czekała na śmierć
Wyciągnęła z kieszeni trzy zapałki
By na koniec
Wspomnieć siostry swe
Te piękne rudowłose co je czekał stos
Te które niezamężne trafiały pod most
Te stare niepotrzebne, ich nie zauważał nikt
Gasnące gwiazdy i spóźnione łzy
Ale dzisiaj
Wszystko jest inaczej
Dziś się w nocy bez lęku śpi
Nikt do domu nie boi się wracać
Na ulicach nie umiera nikt
Te co okaleczone już nie czują nic
Te z cudzej woli żony, które pragną żyć
Te co musiały zabić, żeby uratować się
Te które ciałem płacą wciąż za chleb
Te lalki z porcelany drobiące po szkle
Te które z kart historii wymazuje się
Te lekkie, papierowe, co łzami zalewają głód
Te co z rozpaczy serca skuł im lód
Te które niezamężne trafiały pod most
Te piękne rudowłose co je czekał stos
Tym wszystkim niewidzialnym jasne i spokojne sny
Z dna duszy pamięć i spóźnione łzy
|
Patrycja Obara Wrocław, Poland
Wrocławska wokalistka, songwriterka i producentka muzyczna. Twórczyni interdyscyplinarnych projektów "Bliżej" (muzyka | video | podcast), "Syrena" (muzyka | teatr) i SHE-la (muzyka | literatura | sztuki wizualne). Współtworzyła także teatr Cloud Theater i pisała opowiadania w projekcie Cloud Writing. W 2020 roku wydała podręcznik pisania tekstów piosenek "Piosenkopisanie". ... more
Streaming and Download help
If you like Patrycja Obara, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp